niedziela, 8 czerwca 2014

Chapter 1

Masz racje. 
Wątpię w twoje słowa.
Wiem,że w tym świecie nie warto ufać nawet sobie. 
Więc zamknę oczy i dopiero wtedy się dowiem, ile warte są twoje obietnice.
Proponujesz,że zabijemy się razem.
To miłe, ale najpierw to ja zastrzelę ciebie, bo wiem,że to kłamstwo, a nie chce kolejnych  problemów.
    *PERSPEKTYWA AMY*
Obudziłam sie o drugiej w nocy. Nienawidze swojej bezsennności. Miałam znów koszmary. Jak zwykle. Czasem marze, by to sie skończyło. Bym mogła cofnąc się w czasie. Nie jestem doskonała, ładna czy mądra. Jestem tylko sobą. Mroczna ja. Zawsze w czarnych ciuchach. Nigdy nie wiem co powiedzieć. Mam w szufladzie pare swoch tektów, które nigdy nie będą nigdzie  pokazane.. Wiem,że powinnam sie cieszyć z tego co mam. Nie umiem. Jestem ciągle sama, więc wariuje. Lubie czuc ból, bo mi źle. Czasem ostro lece na haju. Nie lubie tego. Ale dzięki temu łatwiej udawać, że jest okay. Z góry, z pokoju Milesa jak zwykle było słychać odgłosy imprezy. Otworzyłam z hukiem drzwi, a tam jak zwykle cała ekipa. Na kolanach mojego brata siedziała ta idiotka Erica. W koronkowej niebieskiej sukience wyglądała jak...No chyba wiadomo kto. Równie dobrze mogłaby chodzić na goło. Suka. No właśnie. Ja tak ich odróżniam. Są zapatrzone dziwki, kujony, skurwiele, szpanerzy i psychole. Do tej ostatniej grupy należę tylko ja.  Rodzice jak żyli mówili mi, że jak tak dalej pójdzie to skończe w burdelu. Na to wspomnienie momentalnie zrobiło mi się nie dobrze. Moja matka była, co tu kryć, dziwką. Ojciec nie był moim biologicznym tatą. Był jej alfonsem. To on ją zabił jak zaszła w ciążę. Do tej pory to pamiętam. Bardzo dokładnie. Ich krzyki i ten wieczny odór alkoholu. Pamiętam jak byłam mała i tuliłam do siebie małego różowego misia. Zagłuszałam płacz. Byłam taka słaba. Nadal jestem. Tak bardzo chce się zmienić. Chce się stać inną sobą. Tą silniejszą. Pozbyć się tych wszystkich wspomnień, które torują sobie drogę do mojej zepsutej duszy.  jestem zła. Jestem okropna. Jestem beznadziejna. Zasnęłam. Obudziłam się o siódmej. Szkoła. Nienawidze tej jebanej instytucji. Założyłam na siebie zieloną bluzę z kapturem i czarne rurki. Jaka ja gruba jestem. Spojrzałam w lustro. Moje odbicie się ze mnie naigrywało. Dziewczyna z sińcami pod oczami i kapturem na głowie śmiała się szyderczo w moją stronę. Uderzyłam w nie z pięści. Obserwowałam jak rysy pojawiają się, a za chwile pękło całe szkło. Gdybym ja też tak mogła. Spojrzałam na swoją rękę. Była cała zakrwawiona. Kręciło mi się w głowie, a po chwili zemdlałam. To było moje wybawienie.
Nienawidzę siebie za to jaka się stałam.
Ciągle uciekam z niemym krzykiem w oczach.
Łzy płyną po moich policzkach.
I nikt nie wie.
Nikt nic nie widzi.
Mam swoje tajemnice.
Ty nie masz do nich dostępu.
Zabiore je z sobą do grobu.
**************************************************
Przepraszam, że tak długo, ale mam małe problemy z czasem i wiecznie coś. Następny będzie dłuższy. Przynajmniej się postaram. Dziękuje za komy. Dedyk dla Sellusi i Rudej Wampirki:-)




2 komentarze:

  1. Wowowowo.......Wow ! Rozdział jest według mnie po prostu FANTASTYCZNY ! I nie ważne, że krótki, bo jest świetnie napisany. Czekam na NN,
    'Buziaki
    Selinka :*
    Dziękuje siostrzyczko za dedyk !

    OdpowiedzUsuń